Po dojechaniu do Chorzowa następnego
dnia, bladym świtem, pięcioro śmiałków postanowiło zgłosić
się do pojedynku z brudem. Pan Robert, pan Andrzej, pan Grzegorz,
Filip i Piotrek – bo o nich mowa – ze ścierkami w rękach
stanęli do nierównej walki z kurzem, piaskiem, potem i łzami. Po
godzinnej walce nasi niestrudzeni wędrowcy zwyciężyli, oddając w
samo południe trzy lśniące i pachnące czystością wozy.
Tak
zakończyła się wyprawa Hanysów. Bez oklasków, w samotności i
skwarze.
Lecz nie lękajcie się, wędrowcy jeszcze powrócą –
PRZYGODA DOPIERO SIĘ ZACZYNA!
Zdjęcia z pojedynku są TUTAJ