poniedziałek, 31 lipca 2017

Wszystko co piękne, niech zostanie w nas

          Następny obóz „Hanysy w drodze” za nami. Myślę, że możemy go uznać za udany. Samochody już oddane, więc proponuję chwilę refleksji. Na początek serdeczne podziękowania dla tych, bez których ten obóz by się nie odbył. Czyli dla wychowawców. Pani Beatce naszej blog-erce i obozowej mamie, która obdarzała nas wszystkich uśmiechem i energią. Dziękuję za okazaną troskę i wsparcie w organizacji naszego obozu, a także za wspólne poranne kawy i pogaduchy oraz wspólny biedronkowy shopping. Grzegorzowi serdeczne dzięki za to, że zadbał o to by obóz mógł się odbyć, czyli zebrał wszystkie dokumenty, zgłosił gdzie trzeba i zmobilizował was drogie dzieci do wyjazdu itp. Dzięki też, za obozowe „drobne” naprawy psujących się „samoczynnie” sprzętów oraz wspólne pchanie tego „obozowego wózka”. Andrzejowi za obozowy sport i rekreację oraz za to, że dzielnie dbał o nasze 5 kobiet. Panu Pawłowi naszemu nieocenionemu pilotowi oraz ratownikowi medycznemu za to, że nie pozwolił mi zasnąć za kierownicą konwersując na ciekawe tematy. Dziękuję też, za uratowane kostki, uszy i inne części ciała naszych obozowiczów, a także za pomoc naszej blog-erce Beacie podczas przesyłania cowieczornych blogów na wyprawaw14dni.blogspot.com. Na zakończenie dziękuję także naszemu wolontariuszowi Filipowi, który chętnie pomagał wszystkim wychowawcą w ich codziennej pracy.
Teraz jeszcze podziękowania dla Was kochani uczestnicy, za spędzone razem 11 dni. Mam nadzieję, że będziecie tą wyprawę długo wspominać. Ja na pewno nie zapomnę porannych widoków w towarzystwie wychowawców z poranną kawą w ręku; zimnej wody w prysznicu jak szedłem się kąpać (bo młodzież gorącą już zużyła); pryskania się wodą podczas spływu Dunajcem; lodów na Palenicy; nocy w kopalni 135 m pod ziemią; podróży drezynami po Bieszczadach; prawie codziennych grillów; wspólnych posiłków; i tego, że ciągle miałem ręce zajęte rękami Bartka i Mateusza (np. to był jedyny sposób aby jaskinia Raj, rajem pozostała); wspólnych shoppingów z Panią Beatką w Biedronce, abyście mieli co jeść; Waszych śmiechów, dowcipów i radości; Waszych pytań i rozmów z Wami na nurtujące Was tematy. Chociaż w głowie mam jeszcze do tej pory zdania, które jak mantrę powtarzaliście: „pana, bo zaroz wstana”, „pana to nie moje śmieci”, „pana jo tego nie zrobił, to się samo zepsuło”, „pana, a daleko jeszcze”, „pana, a po co my tu jadymy” itp. To jednak cieszę się, że mogłem z Wami i Wychowawcami spędzić te 11 dni. Za co wszystkim serdecznie dziękuję.
Na zakończenie dziękuję naszym darczyńcom, dzięki którym wyjazd mógł się odbyć, czyli Urzędowi Miasta Chorzów, Śląskiej Fundacji Inicjatyw Społecznych, Państwu Bożenie i Markowi Strychowskim oraz Państwu Beacie i Markowi Waletko.
Robert Gierek

Epilog


Po dojechaniu do Chorzowa następnego dnia, bladym świtem, pięcioro śmiałków postanowiło zgłosić się do pojedynku z brudem. Pan Robert, pan Andrzej, pan Grzegorz, Filip i Piotrek – bo o nich mowa – ze ścierkami w rękach stanęli do nierównej walki z kurzem, piaskiem, potem i łzami. Po godzinnej walce nasi niestrudzeni wędrowcy zwyciężyli, oddając w samo południe trzy lśniące i pachnące czystością wozy. 

Tak zakończyła się wyprawa Hanysów. Bez oklasków, w samotności i skwarze.

Lecz nie lękajcie się, wędrowcy jeszcze powrócą – PRZYGODA DOPIERO SIĘ ZACZYNA!

Zdjęcia z pojedynku są TUTAJ

Dzień 11 - Hanysy powracają!


Ostatni dzień naszej podróży. Po obfitym śniadaniu Hanysy wyruszyły w ostatnią podróż (trwającą aż 7 godzin!). Był czas na wspominanie i pożegnania. Uczestnicy obozu wspólnie zakrzyknęli na cześć kierownika i wychowawców „Hip, hip! Hura!” i podziękowali za wszystkie wygody (i niewygody :P). Po dojechaniu na miejsce szybko pobiegli w ramiona swoich matek, ojców, cioć, wujków, babć, dziadków... A tak naprawdę to NIE! :P Jeszcze w samochodach umawiali się na wieczorne spacery po Chorzowie ;)
Zmęczeni długą drogą udaliśmy się na odpoczynek.
I tak kochani, wszystko co dobre szybko się kończy. Jak co roku udowodniliśmy, ze teoria Alberta Einstein'a dotycząca dylatacji czasu jest nieprawdziwa! - dla obiektów pozostających w ruchu wcale czas nie płynie wolniej :P


A teraz składamy sobie życzenia: DO ZOBACZENIA ZA ROK!

Aby zobaczyć zdjęcia KLIKNIJ TUTAJ

P.S. Będzie jeszcze jeden wpis i zdjęcia :) - EPILOG

Dzień 10 - "Dobrze wyskoczyć na żubra"


Przedostatni dzień naszej wyprawy. Tym razem hanysy nie były w drodze (poza wypadem do marketu), tylko przechadzały się po okolicznych atrakcjach.
Wspólnie zobaczyliśmy żubry mieszkające w pobliskiej zagrodzie zastanawiając się jak się je przywołuje? Kic, kici? Taś, taś? Żuber, żuber? Mimo naszych szczerych chęci, żaden dwurożny przyjaciel nie zbliżył się do ogrodzenia. Pogłaskać się pozwolił za to osiołek, który leniuchował tuż przy siatce. Zobaczyliśmy również konie, krowy oraz kamienny kasztel stojący na dawnej granicy państwa polskiego.
Reszta dnia minęła na szaleństwach w ogrodach. Granie w puchę już na stałe wpisało się w tradycję tego obozu. Dopełnieniem całego dnia było wspólne grillowanie kiełbas i szaszłyków oraz wspólny seans w trakcie, którego obejrzeliśmy wszystkie zdjęcia z obozu. Było się z czego pośmiać i co wspominać :)


Pozostał jeszcze jeden dzień – droga do Chorzowa.  

Aby zobaczyć zdjęcia KLIKNIJ TUTAJ

piątek, 28 lipca 2017

Dzień 9 - "Wstępujemy do Raju ! :D:D"


Opuściliśmy Łagów, wybierając kierunek na Kielce.
Nie po to, by sprawdzić, czy wszystkie kawały o kieleckim dworcu to prawda, lecz po to
by zobaczyć rajskie miejsce na ziemi.
….............. :-D
Domyślacie się gdzie dotarliśmy??
Brawo dla tych, którzy odgadli, że pojechaliśmy zwiedzać jaskinię Raj!
Było wprawdzie troszkę chłodno i wilgotno ale warto wytrzymać taki dyskomfort, by zobaczyć, jakie cuda potrafi wyrzeźbić i stworzyć natura.
Wszystkie te zwisające sopelki, sterczące wieżyczki oraz masę innych nacieków tworzących całe płaskorzeźby i wolno stojące figury - nie tylko zachwycały ale i pobudzały wyobraźnię.
Bez trudu rozpoznaliśmy w nich sowę, aniołka, mikołaja, harfę.
Tu musimy dodać, że mimo, iż zwiedzanie miało charakter edukacyjny i trąciło lekcją geografii, geologii i przyrody, to słuchaliśmy uważnie i byliśmy wyjątkowo grzeczni.
Nawet pani przewodnik nas pochwaliła i dopytywał skąd jest taka grzeczna grupa :)
Po wyjściu z jaskini poszliśmy zwiedzać Muzeum Neandertalczyka. Przez chwilę czuliśmy się, jakby nas teleportowano do dalekiej przeszłości: mamuty, skóry, jaskinie, ogniska....
Co by nie było i tak woleliśmy wrócić do teraźniejszości. !
Po tych atrakcjach czekała nas kilkugodzinna podróż na Podlasie.
Gdy czytacie ten wpis już jesteśmy w Kiermusach i dekujemy się w pięknych, stylowych, malowanych chatach.

Do jutra. Obiecujemy być w kontakcie.

czwartek, 27 lipca 2017

Dzień 8 - "Nie święci garnki lepią ;D"


Na dzisiejszy dzień plan był zupełnie inny, niż wyszło w praktyce, a wszystko za przyczyną awarii instalacji wodnej.
Rano okazało się, że przyjeżdżają fachowcy i „odcinają” wodę na czas naprawy. Nie pozostało nam nic innego , jak w przyspieszonym tempie dokonać ewakuacji.
Tym sposobem zamiast Dnia Sportu mieliśmy „Spotkanie z historią”.
Odwiedziliśmy „Osadę średniowieczną” w Szklanej Hucie (to nazwa miejscowości !) .
Nigdy jeszcze lekcja historii nie była tak ciekawa, przyjemna, kreatywna i ...smakowita :)
To byłą prawdziwa osada z całkiem sporą zabudową. W każdej chacie mieścił się inny warsztat między innymi.: garncarski, tkacki, kuźnia i dom zielarki.
Każdy odwiedzaliśmy i mieliśmy okazję nie tylko posłuchać, jak to było kiedyś ale i posmakować podpłomyków pieczonych na palenisku, dżemu domowej roboty lub napić się naparu z ziół.
Najdłuższe i najfajniejsze było jednak spotkanie z gliną :)
Podczas warsztatów garncarskich każdy z nas miał okazję przekonać się ile czasu, pracy i starania trzeba włożyć, by ulepić zwykłą miseczkę. Trzeba przyznać, że wciągnęło nas to zajęcie, a niektórzy zaskoczyli cierpliwością i pomysłem. Ciekawe ilu z nas uda się dowieźć do domu ten namacalny dowód naszej kreatywności i wytrwałości :)
Z pewnością wielu z nas uda się przywieźć plecione z kolorowych sznurków bransoletki. Plotły je nie tylko dziewczyny ale też prawie wszyscy chłopcy. Są wśród nas i tacy, co zapletli sobie po kilka bransoletek! Już teraz wiadomo nam, że przeplatanie między palcami, ośmiu sznureczków w dwóch kolorach nie jest łatwe, ani proste gdy mają stworzyć ze sobą ładny splot.
Poznawanie dawnych zawodów było naprawdę super!
Tak nam się spodobało w tej osadzie, że zostaliśmy do późnego popołudnia. Piekliśmy kiełbasy na ognisku, bujaliśmy się na hamakach (bardzo współczesnych :D) a niektórzy chłopcy postanowili zbudować szałas i zostać na dłużej...
Bądźcie spokojni! Pan Robert wybił im ten pomysł z głowy. W komplecie wróciliśmy do schroniska.

To na tyle relacji z dzisiejszego dnia. Jutro znów będziemy w kontakcie.

środa, 26 lipca 2017

Dzień 7 - "Przystanek Sandomierz"


Zaraz po śniadaniu pożegnaliśmy gościnne schronisko Państwa Grzegorzek w Jabłonkach. Zrobiliśmy sobie ostatnie zdjęcia i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Oczywiście nie obyło się bez obowiązkowych postojów na siusiu ;) Kierowcy, zmęczeni naszym marudzeniem i ciągłym zwiedzaniem Orlen'ów, zjechali z trasy do Sandomierza, byśmy mogli dłużej rozprostować nogi :)
Przeszliśmy się po rynku szukając śladów ojca Mateusza ;) i podziwialiśmy wąskie uliczki w pobliżu rynku. Dla niektórych z nas było to miłe wspomnienie z pobytu w Sandomierzu podczas obozu dwa lata temu.
Ostatnia godzina jazdy minęła nam wyjątkowo szybko.
Szczęśliwie dotarliśmy do Łagowa. Tutaj spędzimy najbliższe dwa dni. Pogoda dopisuje. Obok schroniska są boiska i plac zabaw. Nie będziemy się nudzić!
Pozdrawiamy serdecznie!

P.S.
Kochani rodzice,
prosimy nie śmiać się z niektórych ujęć na zdjęciach Waszych dzieci, szczególnie jeśli są one córkami. Potem się nam obrywa, że wrzucamy nie najlepsze fotki.
Zrozumcie, my musimy przeżyć razem jeszcze tych kilka dni do końca obozu ;)

Wdzięczni wychowawcy

 

Subscribe to our Newsletter

Kontakt z wyprawą

stowarzyszenianarzeczrodziny@gmail.com

Wspierani przez